Miasto z baśni. Brema pełna zabytków i atrakcji

Choć jest najmniejszym krajem związkowym Niemiec, miejsc do zwiedzenia jest w niej co niemiara. Brema, którą wielu z nas kojarzy z baśniami braci Grimm, to miejsce idealne zarówno na weekendową eskapadę, jak i dłuższy pobyt. Ruszajmy zatem!

Kogut, kot, pies myśliwski i osioł

Zwierzęta te są bohaterami jednej z baśni braci Grimm, pt. "Muzykanci z Bremy". Co prawda natura poskąpiła im talentu wokalnego, jednak ich głosy wystarczyły, by przegonić okolicznych rozbójników. W dowód wdzięczności za rozsławienie ich miasta, mieszkańcy Bremy zafundowali czwórce zwierząt pomnik projektu Gerharda Marcksa, który dziś stoi w cieniu ratusza miasta.

Nieopodal zobaczymy również posąg Rolanda, legendarnego rycerza cesarza Karola Wielkiego. To właśnie z czasów panowania tego ostatniego pochodzą pierwsze wzmianki o Bremie. Pomnik wiernego rycerza z "Pieśni o Rolandzie" przypomina mieszkańcom miasta o jego historii. A także o czasach prosperity, kiedy kupiecka Brema należała w do potężnej organizacji handlowej zwanej Hanzą.

To jak? Chyba musimy przystanąć na kilka chwil, by zrobić sobie z nimi pamiątkowe zdjęcia, nieprawdaż?

Hanzeatycka Brema

Wspomnieliśmy już o pomnikach muzykantów oraz Rolanda. Znajdują się one na głównym rynku miasta (Bremer Marktplatz), i to właśnie tam rozpoczynamy naszą wycieczkę. Odwiedźmy najpierw piękny ratusz z XV w., gdzie znajdziemy m.in. górną salę ratuszową, która skrywa misternie wykonane modele okrętów żaglowych. Znajduje się tutaj także bogato zdobiona Złota Komnata oraz piwnica ratuszowa, najstarsza piwnica na wino w Niemczech. Może uda nam się skosztować tego trunku?

Pomnik Rolanda

pochodzi z początku XV w. To jeden z najstarszych pomników legendarnego rycerza w całych Niemczech.

Fot. WFB Bremen / Carina Tank

Opuszczając rynek, swoje kroki kierujemy w stronę Katedry św. Piotra. Początki tej monumentalnej świątyni w stylu gotyckim sięgają aż VIII w. W środku znajduje się m.in. zabytkowa chrzcielnica z brązu licząca sobie 800 lat.

Znacznie więcej eksponatów znajdziemy jednak w Kunsthalle Bremen. W tym pochodzącym z XIX w. budynku odwiedzamy muzeum sztuki. Przechowuje się tutaj ponad 200 tys. rysunków i arkuszy graficznych, w tym grafiki Albrechta Dürera, Picassa oraz dzieła francuskich i niemieckich impresjonistów. Obok takiej kopalni sztuki nie możemy przejść obojętnie.

Nowoczesne atrakcje

W mieście znajdziemy również całkiem nowoczesne obiekty, takie jak centrum nauki Universum Bremen. To właśnie ten kierunek obieramy. Co zresztą nie jest trudne - budynek przypomina futurystyczny statek kosmiczny, pokryty 40 tys. odblaskowych płyt i od razu przyciąga wzrok.

Poszukując perełek architektury, nie odpuścimy też tzw. dzielnicy ekspresjonistycznej, zaprojektowanej przez architekta Ludwiga Roseliusa. O określonych porach dnia usłyszymy tu dźwięk dzwonków wykonanych z miśnieńskiej porcelany, umieszczonych na jednym z dachów. Warto na nie polować – wrażenia są niezapomniane.

Po całodniowym zwiedzaniu udajemy się na zasłużony odpoczynek i posiłek do jednej z wielu miejskich restauracji albo kawiarni. Bardzo dużo lokali gastronomicznych znajdziemy w rejonie Überseestadt (dawna okolica portu), a także w pobliżu promenady nad Wezerą (Schlachte). Wybór należy do nas.

Nie wyjedziemy jednak z Bremy, nie spróbowawszy lokalnych piw (stąd pochodzi Beck’s!), wędlin oraz bremeńskiej kawy, która cieszy się wielką estymą od ponad 300 lat.

Jeżeli posiłek nie rozleniwił nas zbytnio, możemy wybrać się jeszcze do dzielnicy zwanej "Viertel", która roi się od sklepów i butików. Wszak pamiątką z podróży może być także nowa część garderoby, prawda drogie panie?

Jak widzimy, zajęć w Bremie nie brakuje. Dlatego sącząc pyszną kawę z filiżanki w jednej z bremeńskich kawiarni możemy już zacząć planować kolejną wycieczkę do tego urokliwego miasta na północy Niemiec.

Fot. główna: Shutterstock

Pozostałe artykuły

Rozsmakuj się w Bremie. Miasto kawy, czekolady i wina

200 lat temu osioł, pies, kogut i kot wyruszyli w podróż. Cel? Brema. I choć do grodu nad Wezerą nigdy nie dotarli, to dziś słynni bohaterowie z baśni braci Grimm są symbolem tego miasta. "Chodź z nami do Bremy" – namawiali się nawzajem muzykanci. No właśnie, chodźmy…

A może lećmy? To zdecydowanie najszybszy sposób. Bezpośrednio z Gdańska podróż zajmie nam 1,5 godziny, a ceny biletów zaczynają się od kilkudziesięciu złotych. Możemy postawić też na lot z przesiadką z Warszawy, Krakowa, Wrocławia i Katowic. Z lotniska jeszcze tylko 11 minut tramwajem i już jesteśmy w centrum tego pełnego kontrastów miasta.

Kiedy najlepiej przyjechać do Bremy? W czerwcu odbywa się festiwal cyrkowy La Strada. Jesienią turystów przyciąga Freimarkt, największe oraz najstarsze święto ludowe w północnych Niemczech i zarazem odpowiedź na bawarski Oktoberfest. Do miasta warto też wrócić w okresie świątecznym. Wtedy spotkamy tu uznawany za jeden z najpiękniejszych w Europie jarmark bożonarodzeniowy. Bez względu jednak na sezonowe atrakcje, plan zwiedzania mamy ustalony. Ale po kolei.

Polecamy

650 najróżniejszych gatunków win serwuje lokal Ratskeller w piwnicach ratusza.

Fot. Shutterstock

O Bremie słów kilka

Brema, która wraz z Bremerhaven tworzy najmniejszy kraj związkowy Niemiec. Ze swoją ponad 1200-letnią tradycją, pamięta jeszcze czasy Hanzy, potężnej średniowiecznej organizacji skupiającej grody handlowe Północnej Europy. Mimo że liczy ponad pół miliona mieszkańców, Brema jest bardzo kompaktowa. Wszędzie, gdzie nie dotrzemy na nogach, możemy dojechać rowerem. Ciekawostka - to trzecie najbardziej przyjazne rowerom miasto w Europie.

I jedno z największych centrów kulinarnych. Nie możemy stąd wyjechać nie spróbowawszy tradycyjnego Labskausa (papki z peklowanej wołowiny, marynowanych śledzi, buraków i ziemniaków, podawanej z sadzonym jajem), warzonego na miejscu piwa Beck’s czy kawy z jednej z najstarszych niemieckich palarni.

No dobrze, ruszajmy w tą (także kulinarną) podróż po Bremie.

Winne ratuszowe piwnice

Poranek rozpoczynamy od kawy. Nie potrzebujemy takich dopalaczy? Ok, postawmy na bezkofeinową - Brema jest jej zagłębiem. Kawa oraz tradycyjne bremeńskie słodycze to idealne otwarcie dnia. Zamawiamy Klaben (ciasto z dużą ilością rodzynek), Kaffebrot (sucharki z masłem, cukrem i cynamonem) albo (a może oraz….?) Kluten (cukierki miętowe oblane deserową czekoladą). Od ponad stu lat wytwarza się tu również czekolady i praliny Hachez – słodkości nie zbraknie. Wręcz przeciwnie, od przybytku może się zakręcić w głowie.

Tak posileni ruszamy na zwiedzanie. Pierwsze kroki kierujemy ku rynkowi. Na liście "must see" mamy bowiem XV-wieczny kamienny posąg Rolanda wraz z budynkiem ratusza wybudowanego w tym samym okresie (jedynie fasada w stylu renesansu wezerskiego pochodzi z XVII w.) widnieją też na innej liście - światowego dziedzictwa UNESCO. Tuż obok znajduje się katedra św. Piotra, a nieco dalej słynny pomnik muzykantów z Bremy.

Z rynku obchodzimy z tradycyjnym wurstem w dłoni. Ich zapach nie pozwolił nam przejść obojętnie obok budek ustawionych przy ratuszu. Tego ostatniego zresztą też nie omijamy – w jego piwnicy serwuje się ponad 650 rodzajów wina. Degustacja obowiązkowa!

Wieczór z bohemą

Przemieszczając się w stronę rzeki i promenady Schlachte, przechodzimy przez Böttcherstrasse, wąską uliczkę zbudowaną na zlecenie potentata kawowego, Ludwiga Roseliusa (twórcy m.in. wspomnianej już kawy bezkofeinowej). Na dachu należącego do niego Glockenspiel House umieszczone są kuranty z miśnieńskiej porcelany, które – począwszy od południa – co godzinę wygrywają melodię.

Z promenady blisko już do Schnoor, średniowiecznej dzielnicy zamieszkiwanej przed laty przez rybaków, rzemieślników i kupców. Wzdłuż brukowanych uliczek w równych rzędach ustawione są wąskie budynki z kolorowymi fasadami. Pełno tu interesujących sklepików i artystycznych pracowni – naturalnie zaglądamy do co ciekawszych.

Zaglądamy też do Viertel, radosnej dzielnicy bremeńskiej bohemy. Tu mieszczą się teatry, biblioteki, muzea i centra kultury, a w licznych pubach i restauracjach gromadzą się artyści. Siadamy przy jednym ze stolików by poobcować ze sztuką w najżywszej formie.

Do Bremy na piwo

Nie ma chyba nikogo, kto nie znałby bremeńskiego hitu eksportowego, czyli piwa Beck’s. Zwiedzanie browaru kończymy degustacją unikatowych piw, których nie znajdziemy nigdzie poza niemieckim rynkiem. Interesujący jest też Browar Union Brauerei. Jego początki sięgają 1907 r. Po zamknięciu w 1968 r., został on reaktywowany pięć lat temu. Dziś warzy się tu piwa kraftowe. No cóż. Spróbujmy! Piwna uczta to najlepszy pomysł na zakończenie tego dnia.

Fot. główna: Shutterstock

Pozostałe artykuły

Wszystkie dźwięki Hamburga

Miasto, które oddycha muzyką, a jego plan można śmiało rozrysować na pięciolinii. Powietrza rozedrganego od dźwięków nie trzeba szukać na drugim końcu świata. To codzienność w Hamburgu, który mamy na wyciągnięcie ręki.

Co więcej, takiej różnorodności gatunkowej podszytej namacalną, wciągającą historią nie zapewni żaden, nawet największy event. Ostrzegamy: weekend w tym mieście grozi wyłącznie zaostrzeniem apetytu. Tak w przypadku fanów muzyki klasycznej, legendarnego rocka, jak i amatorów brzmień elektronicznych.

Może obiło wam się o uszy chociaż, że w tym mieście muzykę organową można usłyszeć nie tylko w kościołach, salach koncertowych czy szkołach muzycznych, ale i w domach prywatnych, a nawet… w więzieniach? Nie? Nic straconego. Ruszamy w trasę po Hamburgu, kierując się wyłącznie zmysłem słuchu.

Zacznijmy klasycznie

Urodzili się, mieszkali bądź tworzyli w Hamburgu mistrzowie, którzy decydowali o kształtowaniu różnych epok muzycznych. W pobliżu kościoła św. Michała, Laeiszhalle oraz niedaleko hamburskiej Opery Państwowej znajduje się dzielnica muzeów- KomponistenQuartier poświęcona kompozytorom.

W ślicznych, historycznie zrekonstruowanych domkach ożywa muzyka klasyczna z eksponatami takich sław, jak Georg Philipp Telemann, Johann Adolf Hasse, C. P. E. Bach, Fanny i Felix Mendelssohn Bartholdy, Johannes Brahms czy Gustav Mahler. Dzielnica kompozytorów prezentuje tych wybitnych artystów w interaktywny sposób i pozwala poznać historię muzyki Hamburga z bliska.

Aby uzyskać jak najlepszą akustykę

dwie sale koncertowe Elbphilharmonie zostały całkowicie odizolowane od reszty budynku. Są one odrębnym obiektem we wnętrzu budynku, który waży 12,5 tys. ton oraz jest wsparty na 362 sprężynach.

A pełnego majestatu ich twórczości doświadczymy…

… na przykład w Kościele św. Michała, czule nazywanym przez mieszkańców "Michel", który jest czymś więcej niż tylko imponującym zabytkiem z widokiem na hanzeatyckie miasto. W XVIII w. zarówno Georg Philipp Telemann, jak i jego chrześniak Carl Philipp Emanuel Bach byli kapelmistrzami tego, a także czterech innych głównych kościołów w mieście. C.P.E. Bach nawet zajmował to stanowisko przez ponad 20 lat i znalazł swoje ostateczne miejsce spoczynku w krypcie kościoła. Johannes Brahms z kolei został tu ochrzczony, a stworzenie Drugiej Symfonii Gustawa Mahlera jest ściśle związane z tą świątynią.

Ducha tych kompozytorów można tu odczuć do dziś - np. na licznych koncertach i codziennych nabożeństwach w południe, gdy rozbrzmiewa zapierający dech w piersiach akompaniament organów.

Wielowiekowych sław nieoczywiste początki

W momencie otwarcia w 1908 r. Laeiszhalle była największą i najnowocześniejszą halą koncertową w Niemczech. Nowo otwartemu budynkowi nadano nazwę od nazwiska znanego hamburskiego armatora Carla Heinricha Laeisza, który zobowiązał w testamencie swoją firmę do przekazania 1,2 miliona marek na rzecz budowy "godnego miejsca do wykonywania oraz słuchania szlachetnej i poważnej muzyki".

Kwotę tę zwiększyła później wdowa po Laeiszu – Sophie Christine. Ich spuścizna zachwyca po dziś dzień. To tutaj Johann Adolf Hasse rozpoczął swoją karierę jako śpiewak w 1718 r., zanim zaczął karierę światową jako kompozytor.

Kunszt na masową skalę

Krajobraz muzyczny Hamburga ukształtowany został także przez organy. Wiele z nich wyszło spod rąk Arpa Schnitgera, wielkiego budowniczego organów XVII w. Przykłady jego kunsztu można znaleźć w wielu różnych miejscach. Poza kościołami w Hamburgu natkniemy się na nie także w salach koncertowych, na terenie centrum nadawczego NDR, na uniwersytetach, w szkołach, w domach prywatnych, a nawet w więzieniach.

Odnowione, zrekonstruowane i w oryginalnym stanie organy oddają hołd tradycji muzycznej trwającej ponad 600 lat. Ich dźwięki można usłyszeć niespodziewanie o każdej porze dnia zza praktycznie każdego rogu. A te, szczególnie posłyszane z zaskoczenia, potrafią nielicho zelektryzować powietrze.

Pomost między klasyką i historią a zapierającą dech w piersiach nowoczesnością

Elbphilharmonie jest prawdopodobnie jednym z najznamienitszych przykładów połączenia tradycji z nowoczesnością. Uroczyste otwarcie 11 stycznia 2017 r. spotkało się z niespotykaną interkontynentalną reakcją. Przez wiele miesięcy nowy punkt orientacyjny Hamburga pozostawał w centrum międzynarodowej prasy. Od tego czasu odwiedziło go ponad 12 milionów turystów.

Zarówno Wielka, jak i Mała Sala Elbphilharmonie należą do pierwszej ligi sal koncertowych na świecie. Ich unikalna architektura umożliwia niezwykłe muzyczne doznania. Szczególnie warta uwagi jest większa z nich, która znajduje się między 12. a 16. piętrem i oferuje miejsce dla 2100 gości, podczas koncertów wszystkich muzycznych gatunków.

Szept na cenzurowanym

Za akustykę obu sal o tarasowym ułożeniu, których widownia okala estradę, odpowiada Japończyk Yasuhisa Toyota. Postanowił on wyłożyć ściany Wielkiej Sali specjalną "białą skórą". 11 tys. gipsowych paneli o nieregularnej powierzchni daje efekt, przez który strach obgadywać słuchaczy siedzących nawet daleko pod sufitem tego zadziwiająco wysokiego i kompaktowego pomieszczenia. Jest spore ryzyko, że szept dotrze do ich uszu!

W Elbphilharmonie wyjątki są prawie regułą. To dom dla każdego, a jego bogaty program muzyczny został zaprojektowany w kosmopolityczny sposób. Dzięki różnej akustyczności i wielkości sal koncertowych mogą się tu odbywać z powodzeniem różne koncerty: muzyki klasycznej, jazzowe, electro, czy pop. Stacjonujące tam na stałe NDR Elbphilharmonie Orchestra i Ensemble Resonanz należą do wiodących orkiestr i są znane z innowacyjnych interpretacji, które kształtują światową scenę muzyczną.

Przechodzimy do gatunków i okolic mniej klasycznych…

… i zostaniemy tu nieco dłużej! Zawitaliśmy bowiem w St. Pauli, dzielnicy kiedyś nazywanej dzielnicą rozpusty. Dziś staje się alternatywną niszą kulturalną, w której można pójść do teatru, jednej z wielu restauracji lub zobaczyć Star Club, gdzie legendarni Beatlesi zagrali pierwszy koncert.

Żeby zrozumieć całą historię, musimy nadmienić w tym miejscu, że Hamburg, po Rotterdamie, jest drugim największym portem w Europie. Przez wieki przybijali tu żądni przygód marynarze, dysponujący wolnym czasem i groszem w kieszeni. Tak narodziła się wątpliwa skądinąd sława dzielnicy St. Pauli, szczególnie ulicy Herbertstrasse.

Skąpani w czerwonych światłach

Do dziś na słynną grzeszną ulicę wstęp mają teoretycznie tylko mężczyźni (informuje o tym tablica na początku ulicy). Dlaczego teoretycznie? Kobiety mogą oficjalnie tam wejść, jest to jednak stanowczo odradzane przez policję. Hamburska kuzynka słynnej amsterdamskiej ulicy czerwonych latarni działa bardzo podobnie - prostytutki ze słabo oświetlonych witryn prezentują swoje wdzięki potencjalnym klientom.

Dlaczego o tym mówimy? To dokładnie TUTAJ The Beatles - chłopcy z Liverpoolu - rozpoczynali swoją karierę muzyczną. W 1960 r. nieznani wówczas młodzi Beatlesi mieli swoje pierwsze koncerty w Hamburgu, kładąc podwaliny pod międzynarodową karierę i tworząc to, co szybko nazwali: planem popu. Bruno Koschmider zaprosił ich do występu w swoim klubie muzycznym Indra, przy ul. Grosse Freiheit 64.

W tym czasie Hamburg był już na dobrej drodze, aby stać się popularnym ośrodkiem muzyki na żywo. Jednak większość miejsc w St. Pauli były wciąż tak naprawdę miejscami rubasznych zabaw i pubami rozochoconych marynarzy. Indra nie była wyjątkiem, więc Beatlesi nie przybyli do fajnego klubu muzycznego z tańczącymi nastolatkami, a raczej do klubu ze striptizem. To jednak nie powstrzymało ich od pełnego czerpania przyjemności z występów na scenie i wyrobienia sobie renomy dzięki charakterystycznemu stylowi i wyjątkowym programom.

– To Hamburg stworzył Beatlesów – mówił Allan Williams, pierwszy manager grupy. – Przez pięć miesięcy grali tu siedem nocy w tygodniu. To tutaj się rozwinęli.

Ten sam menager, dosyć surowy człowiek musimy przyznać, ulokował ich w swoim kinie Bambi tuż za rogiem Indry - w dwóch malutkich, pozbawionych okien pokojach bez ogrzewania i prysznica. Dziś upamiętnia to tablica na budynku przy Paul-Roosen-Strasse 33.

Ciężkie warunki tak pracy, jak i zakwaterowania odegrały podobno istotną rolę w kształtowaniu pasji Beatlesów do muzyki. Ponadto, właściciel klubu namawiał ich na każdym występie, aby "zrobili show", stworzyli dzikie, oryginalne przerywniki, które były później ich znakiem rozpoznawczym.

– Urodziłem się w Liverpoolu, ale dorastałem w Hamburgu – powiedział kiedyś John Lennon. Ten cytat zwięźle podsumowuje historię i artystyczne dorastanie Beatlesów w Hamburgu.

Po siedmiu tygodniach występów w Indrze Bruno Koschmider postanowił "przenieść" Beatlesów do Kaiserkeller, kolejnego miejsca z muzyką na żywo na Grosse Freiheit. Okazało się to znaczącym krokiem, ponieważ młodzi muzycy spotkali się ze swoim legendarnym perkusistą Ringo Starrem, który wkrótce zastąpił ich pierwszego perkusistę, Peta Besta.

Legendarny Star Club, mieszczący się przy Große Freiheit 39, otworzył swoje podwoje w 1962 r., prezentując imponującą liczbę międzynarodowych artystów, a także przyszłych gwiazd. Krótko po tym, jak Beatlesi zaczęli tam występować, wstrzelili się na 17. pozycję na brytyjskich listach przebojów ze swoim pierwszym singlem "Love Me Do".

Okrągła rocznica

W sierpniu tego roku mija okrągłe 60 lat od pierwszego występu The Beatles na hamburskich scenach. To doskonały moment, żeby ruszyć śladami legendy.

Dziś w pobliżu Reeperbahn wciąż jest wiele miejsc, które odegrały ważną rolę w historii Beatlesów, a sporo z nich zostało uwiecznionych na zdjęciach z tamtych czasów, jak np. John Lennon przy wejściu do budynku Jägerpassage 1. Kadr ten później stał się zresztą okładką solowego albumu Lennona z 1975 r. "Rock'n'Roll".

Kolejną lokalizacją, której nie można przegapić, jest legendarny Beatles-Platz. Pod neonem dzielnicy rozrywkowej Reeperbahn betonowa płyta winylowa o szerokości 29 m i pięć stalowych rzeźb przypominają nam o wielkiej epoce historii muzyki Hamburga. Podobnie zresztą, jak pobliskie Muzeum Beatlemania, gdzie na 1300 m kw. zgromadzono pamiątki po kultowej grupie, od ich początków w Hamburgu aż do rozpadu.

Spuścizna okraszona wielkimi marzeniami

Wiele miejsc, w których Beatlesi grali u progu swojej wielkiej kariery, to wciąż kluby z muzyką na żywo. 60 lat później nowi artyści nadal występują na tych samych scenach, mając nadzieję na podążenie śladami swoich słynnych idoli z Liverpoolu. Szczególnie widoczne jest to podczas festiwalu Reeperbahn, największego festiwalu klubowego w Europie. To najbardziej prestiżowe w Niemczech wydarzenie muzyczne typu showcase.

Oprócz setek koncertów odbywających się w kilkudziesięciu klubach, program obejmuje również formaty sztuki wizualnej i wirtualnej rzeczywistości, a także różnorodną tematycznie gamę filmów i literatury.

Niezależnie od tego, jaką muzykę lubisz, Hamburg oferuje coś dla każdego. A gdy dni stają się dłuższe, można spodziewać się wielu różnych festiwali. To tutaj ludzie spotykają się w wyjątkowej atmosferze, którą można znaleźć tylko w Hamburgu – bez względu na to, czy jest to imponujące tło portu, kultowa Elbphilharmonie czy liczne kluby z muzyką na żywo wokół Reeperbahn.

W Hamburgu sezon festiwalowy obchodzony jest na wiele różnych sposobów: od artystycznych, wręcz eksperymentalnych, po pięknie klasyczne. Od uroczystych wnętrz kościelnych, po imprezy pod gwieździstym niebem. Możesz cieszyć się zgiełkiem miejskiego życia lub udać się na idylliczne krajobrazy w okolicach Hamburga.

Ze względu na panującą pandemię, większość festiwali i dużych koncertów została odwołana. Jednak warto o nich pamiętać bo jak tylko będzie taka możliwość, te kultowe eventy powrócą na pewno.

Fot. główna: Fot. Christian Brandes